Importerzy skarżą się na uciążliwe kontrole w najgorętszym przedświątecznym okresie.
- Dlaczego właśnie teraz mamy najwięcej kontroli. Przecież inspektorzy mają na to cały rok. Zamiast w jedno miejsce dokumenty musimy wysyłać do oddziałów PIH rozrzuconych po całej Polsce - tłumaczy Aneta Siwarga, szefowa dużej firmy importującej fajerwerki.
Kontrole trwają przeciętnie 2 tygodnie, po dwie, trzy godziny. PIH wysyła również żądania o przesłanie dokumentów.
- Importerzy mają na to 3 dni. Jeśli w tym czasie nie prześlemy papierów grozi nam mandat w wysokości 5 tys. zł, albo trzydzieści dni aresztu - podkreśla Aneta Siwarga.
Inspektorzy tłumaczą, że przeprowadzanie kontroli latem nie ma sensu, bo w tym czasie hurtownie są puste.
- To jest potrzeba chwili. Właśnie w okresie przedświątecznym importerzy sprowadzają najwięcej produktów pirotechnicznych. Latem nikt w race się nie zaopatruje - informuje Alina Pasela - Laska z wydziału kontroli Inspekcji Handlowej w Łodzi.
Raca, petarda, rakieta, czy inny towar pirotechniczny musi posiadać odpowiedni certyfikat. Towar importowany najczęściej z Chin musi przebadać Wojskowy Instytut Techniki Uzbrojenia (WITU) w Zielonce pod Warszawą i Instytut Mechaniki Precyzyjnej w Warszawie. Na poligonie sprawdza się siłę wybuchu, bezpieczeństwo użycia, oraz z jakich chemikaliów składa się mieszanka pirotechniczna. Badanie partii produktów kosztuje kilka tysięcy złotych.